piątek, 26 marca 2010

Nowe życie - czas start!

Muszę zacząć nowe życie. Nie - nie nawracam się. Nie - nie zmieniam orientacji. Nie - nie wstąpiłem do żadnej innej sekty. Zaczynam swoje nowe życie w Irlandii. Tak totalnie na maxa. Zrzucam z siebie wszelkie problemy, które spajały mnie z Polską. Tym problemem jest moja matka. Tak, wiem. Alkoholizm to ciężka i nieuleczalna, śmiertelna choroba. Człowiek z problemem alkoholowym inaczej się zachowuje, inaczej myśli, inaczej spostrzega pewne sprawy niż człowiek bez tego problemu. I w zasadzie powinno to być dla mnie doskonałym i wystarczającym wytłumaczeniem jej bezczelnego zachowania. Ale nie jest. Nie zwykłem sam wobec siebie niczego tłumaczyć alkoholem, więc nie zamierzam też tłumaczyć jej przez pryzmat jej choroby. Ale - na Zeusa - jak można kupować alkohol wiedząc, że nie ma się pieniędzy na chleb? Nie jestem w stanie tego pojąć, nie zamierzam zrozumieć swojej matki. Jej zachowanie działa i na mnie również bardzo destrukcyjnie, więc chyba jedynym zdrowym, rozsądnym rozwiązaniem - dla mnie - jest totalnie odcięcie się od jej osoby. Po powrocie do Irlandii zmieniam numer telefonu. Będę dla niej "persona non grata". Rozpłynę się w powietrzu. Jakby mnie nigdy nie było. Będę dla tych, którzy są dla mnie życzliwi. A ona - może kiedyś poczuje, że za mną tęskni. Może w końcu przebiegnie przez jej głowę myśl, że chciałaby wiedzieć, co u mnie słychać. Tylko - o ironio losu - najprawdopodobniej będzie już za późno. I oboje będziemy dla siebie zbyt obcy, by o czymkolwiek móc porozmawiać. Zwłaszcza o pogodzie. Niewykorzystane szanse się mszczą - a ona miała ich już o wiele za dużo. Zaczynamy nowe, lepsze życie w Irlandii.

środa, 10 marca 2010

To takie skomplikowane...

To naprawdę skomplikowane. Być w relacji, gdzie zasady są proste - żadnych zobowiązań. Ale jednak nie wyobrażasz sobie tej osoby w czyimś łóżku. Gdzie niby bez emocji, ale jednak z zazdrością. Gdzie bez miłości, ale ze złością o kontakt z innymi. Czy to w ogóle może być naprawdę? Bo to staje się coraz większą fikcją. I raczej bez happy endu...

sobota, 6 marca 2010

Strach

Paranoja jakaś. Boję się kontaktu z osobą, która powinna mi być najbliższa, z którą powinienem być bardzo związany - boję się własnej matki. To jest tak paranoidalne. Paradoksalne. Wystarczy jeden sms od niej, by zadzwonić, a ja już cały się w środku trzęsę. Emocjonalnie to wszystko mnie zaczyna powoli przerastać. To cholernie ciężkie, kiedy chcesz jednocześnie od niej uciec, ale i tak wiesz że mimo wszystko lepiej, abyś został. W XXI wieku nie ma już miejsca, by uciec od demonów przeszłości i rozpocząć życie w spokoju i na nowo...

poniedziałek, 1 marca 2010

Radziszewska WON

Właśnie przeczytałem artykuł na portalu innastrona.pl dotyczący wywiadu przeprowadzonego z minister Radziszewską przez dziennikarza "Rzeczypospolitej". I aż nóż sam otworzył mi się w kieszeni. Pani minister ds. równego traktowania uważa, że homoseksualiści w Polsce nie są dyskryminowani. Poza tym, na domiar złego, jest przekonana że przedmiot legalizacji związków partnerskich w Polsce nie leży w jej kompetencjach. Ba, więcej - z opublikowanego tekstu wynika, że w jej kompetencjach nie leży dosłownie nic - ani problemy homoseksualistów, ani problem aborcji, ani jakikolwiek inny problem zgłaszany przez środowiska feministek, które - jak twierdzi Radziszewska - muszą mieć zawsze jakiegoś wroga, z którym mogłyby walczyć - i dlatego one jej nie lubią. O, zgrozo! Na Manifę nie pójdzie, na Paradzie Równości się nie pokaże - bo woli jechać na rekolekcje, bądź gdziekolwiek indziej. Bardzo intryguje mnie postawa tej kobiety, gdyż cała jej wypowiedź dotycząca homoseksualizmu w Polsce, możliwości adopcji przez pary jednopłciowe - zaiste kupy się nie trzyma. Akcja odwołania minister Radziszewskiej trwa już jakiś czas, jest podnoszona regularnie przez środowiska słusznie jej wrogie, ale jednak rząd nic sobie z tego nie robi. Środowisko LGBTQ w Polsce bardzo cieszyło się na wieść, iż mają w rządzie urzędnika, który będzie walczyć o ich prawa i stać po ich stronie - jednak przedwcześnie. Moje pytanie brzmi: jak, do cholery ciężkiej, ktoś może być posłańcem idei równego traktowania, mając na myśli również środowiska mniejszości seksualnych, jeżeli wcześniej osoba ta zajmowała miejsce przewodniczącej Sejmowej Komisji Rodziny i Spraw Kobiet? Rodziny - uściślijmy - pojętej przez prawicowe środowiska jako komórka społeczna tworzona przez kobietę, mężczyznę i jakieś jedno przynajmniej dziecko. Nie od dzisiaj wiadomo, że przeszłość ma wpływ na przyszłość. I również, poglądy w jakiejkolwiek sferze życia, wyznawane przez nas w przeszłości, mają wpływ na to, co myślimy w przyszłości, w nowych dla nas sytuacjach. Zwłasza, jeżeli są jeszcze przez lata utrwalane.

Wniosek jest jeden: tym razem nie Balcerowicz, a Radziszewska musi odejść!