czwartek, 26 lutego 2009

Zmian ciąg dalszy.

Witam po dłuższej przerwie. Jakże mile zaskoczyła mnie obecność dwóch komentarzy pod pierwszym wpisem. To znaczy, że jednak ktoś mnie odwiedza. Nie jest źle :)

A w moim życiu zaczęły się zmiany. Czy na lepsze? Zobaczymy. No, ale po kolei. 

Wspominałem ostatnio o pewnym kimś, kto odezwał się na GG podążając po moich śladach, zostawionych na fellow. Fellow nie posiada jakoś specjalnie dobrego zdania u wszystkich, kogo tylko znam. Większość nastawiona jest do fellow dość nieprzyjacielsko i krytycznie. Ja również. I teraz zapada pytanie: Dlaczego w takim razie umieściłem tam swój profil, zdjęcia a nawet nr GG? No właśnie...

F. okazał się być osobą zainteresowaną moją osobą na portalu. Dość cierpliwie znosił wszystkie moje, chyba czasami kąśliwe, teksty. No i doszło do naszego spotkania... Już na samym początku zostałem mile zaskoczony kubkiem kawy z McDonalda... bestia wywiedział się co lubię - i to nie ode mnie - i sprytnie zaczął to wykorzystywać - na swoją korzyść :) Później Grafton Park, rzeka, port, Szklany Most, McDonald... i spacer trwający chyba 4 albo i 5 godzin... a mimo to czas strasznie szybko zleciał. Jak ta znajomość się rozwinie ? Zobaczymy... Nic nie planuję, niczego nie oczekuję, dam zaskoczyć się "losowi", "przeznaczeniu" czy jak go tam zwał... Pozdrowienia i Buziaki dla Ciebie, F. jeżeli teraz to czytasz :)

Moja informatyczna kariera też powoli się rozwija. To naprawdę trochę dziwne uczucie, kiedy można decydować o czymś w poważnej organizacji. Zazwyczaj zawsze musiałem pytać o zgodę, czy zrobić tak czy tak... Teraz tylko mogę się konsultować, a i tak ostateczna decyzja należy do mnie. Mogę nawet zrobić przekierowanie adresu na stronę gejowskiego porno - choć za taki numer czeka mnie zapewne rychła abdykacja :) Na początku marca organizowane jest seminarium "openIT - Discover of Power of Technology", na które zostałem oddelegowany. Zapewne będzie ciekawie. A już najciekawszym aspektem jest to, iż seminarium w całości jest po angielsku, wieczorem po seminarium jest zebranie zarządu, na którym zapewne będę musiał zdać sprawę co i jak... Mam nadzieję, że zrozumiem chociaż 80% treści i wypowiedzi. Bo na 100% to jeszcze nie liczę. 

Pozdrowienia dla komentujących, i proszę o więcej... komentarzy :P

B.

piątek, 20 lutego 2009

Director of Internet Services.

Tak więc wczoraj odbyło się posiedzenie zarządu GSI (Genealogical Society of Ireland) z moim udziałem, podczas którego zostałem oficjalnie zaakceptowany przez resztę członków zarządu jako dyrektor ds. obsługi internetowej. Wiem, że po polsku to brzmi dość dziwacznie. Siedzieliśmy przy prostokątnym stole, obradowaliśmy przez ponad 2 godziny na temat finansów, działalności, nowych członków itp. No i oczywiście ja miałem swoje pięć minut na wypowiedzenie się. Myślę, że poszło to całkiem sprawnie, aczkolwiek lekko się denerwowałem. Zachowałem trzeźwość umysłu, zimną krew i wypowiedziałem się z pełnym profesjonalizmem :) Potem Michael, ja i kobieta z zarządu, której imienia nie pamiętam, poszliśmy na piwo do pobliskiego pubu. Spotkałem tam swoją poprzedniczkę, Iris. Cała rozmowa przebiegła w całkiem miłej i sympatycznej atmosferze. 

Po powrocie do domu czekała mnie miła niespodzianka - Magda sprzątała pokój. I tak ją poniosło, że uczyniła również przemeblowanie. W zasadzie to dobrze, lepiej teraz wygląda. Kolejnym zaskakującym elementem wczorajszego dnia była wiadomość na GG wysłana przez nieznaną dotąd mi osobę. Okazało się, że warto było zostawić swój namiar na fellow. Zapowiada się całkiem ciekawa relacja. Ale o tym póki co cicho sza:)

czwartek, 19 lutego 2009

Facet potrzebny. Od zaraz.

Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebuję bliskiej mi osoby, której mógłbym ufać całym sobą, z którą mógłbym sobie jako tako iść przez życie, choćby tylko miał to być tylko jego krótki fragment. Otóż wczoraj w miejscu, w którym pracuję - a jest to (w zależności od pory dnia) restauracja, pub bądź dyskoteka czy klub nocny, około 400 studentów z jednego uniwersytetu w Dublinie bawiło się wyśmienicie. Nie obeszło się oczywiście bez moich wzdychań do co poniektórych osobników, chociaż i tak wiedziałem, iż nie mam co liczyć na ich względy. Większość z nich była heteroseksualna. Napisałem "większość", chociaż i tak nie mam pewności, czy nie wszyscy. Ot tak, statystycznie rzecz ujmując, jeżeli homoseksualna część społeczeństwa to jakieś 2%-7% (w zależności od źródeł), to zapewne i taki sam odestek ludzi bawiących się na wczorajszej dyskotece stanowił ilość osób godnych mojej uwagi. Niestety, niespecjalnie rzucali się w oczy.

Zaskoczyła mnie moja wczorajsza reakcja. Stałem za barem, chociaż barmanem "pełną gębą" to jeszcze nie jestem. Podszedł do mnie jeden student, zamówił... nie pamiętam co. To nie jest istotne. Natomiast urzekł mnie w nim jego uśmiech - taki szczery, ciut dziecinny, z roześmianymi oczami. Stał tak, uśmiechał się i patrzył jak realizuję jego zamówienie... Przez chwilę popatrzyłem mu w oczy. I to był błąd. Po mojej głowie przebiegła myśl, iż ów chłopiec może być obiektem moich zainteresowań. On odszedł z baru zaraz po odebraniu drinków i więcej nie spotkaliśmy się przy barze. Ja natomiast przez resztę czasu szukałem go wzrokiem, dyskretnie na niego spoglądałem i odczuwałem wielkie pragnienie zamienienia z nim kilku słów i uzyskania jego nr telefonu. Niestety, nie udało się...

Dlaczego o tym piszę? Otóż nigdy tak się nie zachowywałem. Chyba jednak moja podświadomość tak bardzo boi się samotności, iż wyzwala we mnie iście zwierzęce instynkty i pragnienia "upolowania" kogoś. Dlatego stwierdziłem, że nie ma co czekać i trzeba rozejrzeć się za potencjalnym "mężem".

W zasadzie mogłem uczynić to o wiele wcześniej. Niestety, wszystkie moje działania podyktowane były troską o siebie i drugiego człowieka w chwili wyjazdu do Polski w kwietniu 2009 roku. W tym momencie moment ten przesunął się do września 2010 roku. Tożto jeszcze 20 miesięcy. Tak długo w samotności nie da się żyć. Przynajmniej ja nie potrafię. Jestem jednostką potrzebującą ciepła, opieki, czy też zwykłego przytulenia. Cóż - są to obciążenia które wyniosłem z dzieciństwa. Aczkolwiek nie są one jakoś specjalnie złe. 

Zatem - poszukiwania męża rozpoczęte. Będąc w Irlandii mogę przebierać w narodowościach... Tylko dlaczego moja mentalność jest zupełnie różna od ich sposobu postrzegania świata... 

piątek, 13 lutego 2009

Pierwszy wpis - od autora

Rozpoczynam blogową działalność. W zasadzie słowo "rozpoczynam" nie jest na miejscu. Najbardziej adekwatnym słowem do istniejącej sytuacji będzie słowo "reaktywuję". I mam nadzieję, że ten blog nie umrze za szybko śmiercią techniczną, jak jego poprzednicy.

W pierwszej notce zazwyczaj nie wiadomo o czym napisać, toteż ja po prostu napiszę kilka słów o sobie. Dobrze jest, gdy czytelnik wie, z jaką personą ma do czynienia. Łatwiej wtedy o zrozumienie przekazu. 

Kilka słów o...

Mam obecnie 20 (jeszcze) lat. Urodziłem się i wychowałem w Krakowie. Tam również pobierałem edukację, która obecnie jest w fazie zawieszenia. Jakiś czas temu - bo ciężko dokładnie określić kiedy - zdałem sobie sprawę, że jestem "inny". A to z powodu tego, iż uświadomiłem sobie odmienność swojej orientacji seksualnej. Tak, jestem gejem. Z przejściami i przeszłością. I mam nadzieję drogi czytelniku, że kwestia mojej orientacji jest dla Ciebie sprawą drugorzędną. Jeżeli natomiast jesteś jednym z tych, którzy uważają to za chorobę umysłową, upośledzenie, ułomność, a już nade wszystko wyrażasz poglądy iż można się z tego wyleczyć - przykro mi, ale to nie jest już mój problem. Mimo wszystko, zapraszam Cię dalej do lektury bloga. 

Obecnie zamieszkuję w Irlandii. 28 października 2008 roku podjąłem heroiczną decyzję o opuszczeniu rodzinnego kraju, przerwaniu po raz kolejny studiów (które wciąż są marzeniem mojego życia) i szukaniu swojego szczęścia na Zielonej Wyspie. Póki co idzie mi średnio, ale nie od razu Rzym zbudowano. 

Moje zainteresowania są dość szerokie. Mimo, iż człowiek wg wielu teorii miał swoją świetność w czasach renesansu, nie czuję się kimś ograniczonym. Zatem:

  • w wieku 10 lat stwierdziłem, iż chcę dołączyć do Armi Czerwonej mojej parafii i zostać ministrantem. W końcu to już jakiś awans społeczny.
  • w wieku 11 lat podjąłem decyzję o rozpoczęciu kariery muzyka. Po roku gry na fortepianie, roku gry na wiolonczeli doznałem olśnienia - i zwyczajnie się tym znudziłem. A podobno byłem całkiem dobry
  • kiedy miałem lat 12 zwerbowano mnie do szkolnego chóru. Niby nic w tym dziwnego. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Był to chór od lat żeński, a ja byłem jak dotąd pierwszym i jedynym chłopcem zwerbowanym w jego szeregi. Zapał do śpiewania pozostał mi do dzisiaj, co uwielbiam prezentować przy każdej okazji.
  • 14 letni Ja rozpoczął zabawę z szermierką. Jako iż nie znosiłem piłki nożnej ani jakiejkolwiek gry zespołowej, walka sam na sam wydawała się być jedyną rozsądną alternatywą i sposobem zadbania o własne ego. Zostało mi to do dziś. Aczkolwiek siatkówka wstąpiła w moje łaski
  • mniej więcej w wieku lat 15 odkryłem pasję do odkrywania zasobów internetowych i możliwości, jakie niesie ze sobą komputer. Zacząłem tworzyć strony internetowe. Zostało mi do dzisiaj i raczej z tym zwiążę swoją przyszłość zawodową.

A jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej - zapraszam do regularnych odwiedzin.

B.