Ostatnimi czasy znowu nachodzi mnie ta jedna, nieznośna, egzystencjalna myśl: KIM CHCĘ BYĆ (gdy dorosnę) ? Robiłem w życiu już tak wiele rzeczy, próbowałem jeszcze więcej - byłem ministrantem, chórzystą w szkole, tancerzem, grałem na fortepianie, na wiolonczeli, bawiłem się w teatr, pisałem - do szuflady, po czym stwierdziłem, że to jedna wielka grafomania, więc trzeba to jak najszybciej skończyć... Wydawało mi się, że pasjonuję się web-designingiem. Miałem rację - wydawało mi się. To, że wiem na czym to polega i jak to robić, nie znaczy, że mam do tego "żyłkę" i mógłbym to wykonywać godzinami. Uprawiałem szermierkę - i to było chyba jedno z moich najdłuższych "hobby" i dalej jest plan do tego wrócić. Ale przecież nie płacą za bycie szermierzem... No, chyba, że mistrzowskiej klasy, a do tego mi w ch... daleko.
Dodatkowo nie pomaga mi otaczanie się ludźmi tzw. sukcesu. Wielu moich znajomych z liceum ma już skończone przynajmniej jedne studia, są inżynierami, licencjatami, magistrami i bozia jedna wie kim jeszcze. Jeden z moich dobrych kolegów w liceum wyjechał właśnie na praktyki zawodowe do Kaliforni. Samuel rozkręca swój mały biznes, tworzy studio fotograficzne, pracuje teraz nad reklamą.
A ja?
A ja przerwałem studia, wyjechałem do Irlandii, siedzę tutaj prawie trzy lata i oprócz dość bogatego doświadczenia zawodowego nie osiągnąłem nic, czym można by się pochwalić.
Smutne, nie?