sobota, 24 kwietnia 2010

Koszule.

Nacechował mnie ubraniowy sentymentalizm. Tak, przekładałem, ubierałem, prałem i brudziłem wszystkie koszule, jakie tylko wiszą w mojej szafie. Jednak z biegiem czasu jedne tracą kolor, inne fason, a inne już w ogóle się nie podobają. Nie lubię jednak wyrzucać tych koszul, mimo iż tylko zajmują miejsce w szafie. Dzisiaj przyszedł do mnie dzień sprzątania, więc wyjmowałem każdą koszulę z szafy, starannie ją zapinałem na wieszaku i umieszczałem w szafie. Każda z nich ma swoją wyjątkową historię, przypomina mi o mojej przeszłości, o chwilach, które przeżyłem i ludziach, którzy stanęli na mojej drodze. Zielona, lniana - od Gosi. Kupiła ją dla mnie bez konsultacji, bo ta zieleń aż tak bardzo ją zauroczyła. Kolorowe paski, szara kratka, dziwne kółka - to koszule od kiedyś poznanego za młodu Tomka, które mi podarował jako "second hand". Sprane i znoszone są już bardzo, aczkolwiek w Irlandii chyba ich już nie zakładałem. Biała, opinająca - Judyta kupiła mi ją na urodziny. Już się w nią nie mieszczę :) Pierwsza, czarna koszula zakupiona w Irlandii do pracy w Lime - gdzie spędziłem bardzo fajne chwile. Jest też kilka innych koszul, kupionych bez okazji. A obok nich wisi również Twoja koszula, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy :). I wiesz, że mówię teraz o Tobie :)

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Atom.

Trzeba mi rozbić się na atomy. A potem na kwarki, hardony, bozony i inne części najbardziej pierwsze. A potem dokonać selekcji, jak na sądzie ostatecznym, oddzielić te złe od tych dobrych. Z tych dobrych trzeba mi ulepić się samemu od nowa. Te złe będą naIdal krążyć wokół mnie po swoich bardziej lub mniej odległych orbitach, jednak nie posiądą już mojego ciała i umysłu. I tak oto, sam się zniszczyć i stworzyć od nowa muszę. To będzie pierwszy raz, najpierwszy. Będzie bolało. Bo jak ma nie boleć. Ale perspektywa osiągnięcia spokoju jest dużo bardziej łaskawa i zachęcająca, niż ból. O ile szybko się rozpaść mogę, o tyle niełatwo będzie poskładać się równie szybko. A co, gdy zgubię jedną ważną część siebie samego? Wtedy kolejny raz będę musiał się rozsypać, bo nic nie będzie pasować do układanki. I poskładać na nowo. Więc lepiej nic nie zgubić. Trochę ostrożności nie zawadzi...

czwartek, 1 kwietnia 2010

Już niemama.

To już perfidia w białych rękawiczkach! Ja nie mam pojęcia, gdzie ta kobieta uczyła się takiej techniki grania na emocjach - ale u mnie dostałaby za to Nobla. Tylko ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, ile bólu i cierpienia mi tym wszystkim przysparza. Dlaczego ona nie może tak po prostu sobie zniknąć? Albo dlaczego ja nie mogę? Bardzo się cieszę jednak, że jestem gejem. Nie będę mieć dzieci - trudno. Ale przynajmniej nie będę mieć wyrzutów sumienia, że moje dziecko przeze mnie cierpi, że to ja zabijam go powoli swoją perfidią, wyuczoną nieświadomie grą na emocjach. Trzeba mi założyć ciężki pancerz i znieść wszystko cierpliwie. Może kiedyś się łaskawie odczepi...