środa, 28 października 2009

Chemia

Czy pamiętacie te motyle w brzuchu, nieprzespane noce, głupawy uśmiech na twarzy mimo wszystko i inne objawy "miłosnej chemii" ? Więc - dopadło i mnie. Z winy Ł. W zasadzie nie z jego winy, z mojej również. Poziom endorfin w moim organizmie od kilku dni się nie zmniejsza. Wiedziałem o jego istnieniu już dłuższy czas, ale dopiero jakoś dwa tygodnie temu udało mi się z nim spotkać sam na sam. Prawie sam na sam :) W każdym razie - ujął mnie sobą. Swoją osobowością, poglądami, dojrzałością. To typ, który ma coś do powiedzenia, nie przyjmuje postaw konformistycznych, ma własne zdanie. Mimo wspólnej przeszłości i pewnych nieprzyjemnych wydarzeń z przeszłości, podobnych dla mnie i dla niego, jest kimś, kto w tym momencie robi mi straszny mętlik w głowie. Nasze ostatnie wyjście na imprezę było - lekko mówiąc - dla mnie zaskakujące. Ale pozytywnie, oczywiście. I nie wiem jak określić swój stan. Zakochanie ? Chyba jeszcze nie... Zauroczenie ? Może, ale jednak nie oddaje to w pełni obecnego stanu. To, co jest pewne, to chemia.

A ja osobiście tego uczucia nie znoszę. Jest ono tak irracjonalne i niebezpieczne... Ale jednak - mimo wszystko - potrzebne. W każdym razie - zobaczymy, jak wszystko się potoczy. Może życie chce mnie lekko zaskoczyć właśnie w tym momencie :)

czwartek, 15 października 2009

Loneliness

Jakoś ostatnio doskwiera mi samotność. Ogólnie, to doskwiera mi odkąd pamiętam, ale ostatnio jakoś tak bardziej. Nie jest łatwo mieszkać z dwoma bardziej lub mniej udanymi i zgranymi parami. Mają jednak siebie, spędzają sobie razem czas, jedna osoba czeka na drugą aż przyjdzie z pracy, razem planują sobie bardziej lub mniej odległą przyszłość. Razem gotują obiad, razem planują następny krok, kłócą się i godzą. A ja ? A ja sobie to wszystko obserwuje. Od czasu do czasu wejdę na serwis randkowy sprawdzić, czy czasami ktoś do mnie nie napisał z zaproszeniem na wyjście do miasta. To cholernie przygnębiające, gdy się człowiek tak głębiej nad tym zastanowi. Wstanę później niż zwykle, wypiję kawę, ogarnę się, pójdę do pracy. Nawet wcześniej nie zjem śniadania. W pracy czas jakoś mija, a potem znowu wracam do swojej rzeczywistości. Smutnej rzeczywistości. Łapie mnie chyba jakaś jesienna chandra. I coraz bardziej czuję, że ktoś, komu chętnie bym o tym powiedział przy kubku herbaty albo kawy, potrzebny jest mi bardziej, niż od zaraz...

poniedziałek, 5 października 2009

Intermediates 2009

No, to pierwsze koty za płoty :) W niedziele uczestniczyłem pierwszy raz w zawodach szermierczych w Irlandii. Nie było źle :) Wstałem o godzinie 7 rano, chciałem wypić kawę i zjeść jakieś śniadanie - kawy już nie było (sic!), a żołądek miałem tak jakoś dziwnie ściśnięty. Przypomniało mi się to uczucie sprzed kilku lat, kiedy jeździłem na zawody. Oznaczało stres :) Tutaj jednak nie musiałem się niczym stresować, nie było krzyczącego trenera, nikt nie wywierał na mnie presji - jechałem po współzawodnictwo i dobrą zabawę.

Na terenie campusu UCD byłem już przed godziną 9. Miałem w zamiarze rozgrzać się porządnie przed zawodami i sprawdzić sobie sprzęt. Salę otworzyli o godz. 10... Na szczęście czasu na rozgrzewkę nie brakło, a szpad na ciężarku i szczelince nie sprawdzali. (Jak się okazało, to przywilej tylko dla finalistów). Rozpoczęła się pierwsza grupowa faza. Szło gładko przez pierwsze trzy walki, potem trafiłem na Richarda Noonan'a i już lekko nie było. Ogólnie w pierwszej fazie wygrałem 4 walki z 6. Ranking z pierwszej tury: miejsce 5. W fazie drugiej miałem w grupie tylko 3 przeciwników, uległem tylko jednemu. W rankingu skoczyłem jedną pozycję wyżej, na miejsce 4. Oznaczało to, że w eliminacjach bezpośrednich będę walczyć bez "awansu".

Pierwsza walka poszła dość łatwo - mój przeciwnik zajmował ostatnią lokatę, aczkolwiek był dobrą okazją do poćwiczenia pewnych działań. Drugi przeciwnik wymagał już ode mnie więcej siły i koncentracji. Walczyłem z nim w grupie i przegrałem, aczkolwiek wiedziałem, że jest w moim zasięgu. Wygrałem 15:8. Straciłem sporo siły, ale walkę rozegrałem bardziej taktycznie niż siłowo. Starałem się cały czas utrzymywać 2-3 punktową przewagę aby mieć komfort psychiczny. To mój przeciwnik musiał musiał się spieszyć i starać się odrobić straty. Ja starałem się bronić i grać na zwłokę. Czas w tym wypadku był moim sprzymierzeńcem. Po dwóch rundach walka zakończyła się pięknym rzutem, i moją wygraną. UDAŁO SIĘ. Awansowałem tym samym do strefy medalowej. Jeszcze tylko dwa pojedynki dzieliły mnie od chwały i zaszczytu zwycięzcy.

Walkę półfinałową stoczyłem z Richardem Noonan'em. Bardzo dobry zawodnik, trenuje od 15 lat. Szybko doprowadził do stanu 8:1 na swoją korzyść. Po kilku chwilach odkryłem metodę na "wypunktowanie" przeciwnika. Niestety, było na to już trochę za późno. Ostatecznie walkę przegrałem 15:9. Ale w dobrym stylu. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Jak na debiut - całkiem nieźle.

Zawody wygrał Alexander von Rakowski, francuz z pochodzenia. Bardzo dobry zawodnik.

---

Dowiedziałem się, że mam medal do odebrania. Fajna pamiątka. Tylko teraz będzie ciężko wszystko zorganizować, aby ja otrzymać.