wtorek, 14 lipca 2009

Wstań. Krzycz. Walcz.

Dzisiaj trochę bardziej na poważnie. Zejdę na chwilę z tematu swojego życia osobistego, w którym ostatnio niewiele się dzieje. Otóż - od jakiegoś czasu na polskich portalach informacyjnych czytam coraz częściej o inicjatywach ruchu LGBT w Polsce. Dzisiaj w Warszawie odbywa się pikieta w sprawie legalizacji związków partnerskich. Wysłane zostały listy, petycje i prośby do Marszałka Sejmu, Premiera oraz innych decydentów w naszej ukochanej RP. Moja pierwsza obserwacja ? Wow, zaczęło coś się dziać. O ile przez wiele ostatnich lat środowisko LGBT nie mieszało się specjalnie w politykę (albo robiło to słabo), o tyle teraz zaczyna działać, dostrzegać to, iż wszyscy oprócz Polski idą do przodu. Ja również nie chcę, aby za kilka lat Polska stała się ciemną wyspą na gejowskiej mapie Europy. Może żaden ze mnie patriota, może i jestem wstrętnym emigrantem, ale jednak kiedyś przyjdzie moment powrotu do kraju. Chciałbym tam czuć się tak bezpiecznie, jak i teraz, będąc w Irlandii. Irlandia jest swego rodzaju paradoksem samym w sobie. Otóż - naród bardzo katolicki, chyba bardziej religijny niż Polacy (tego nie wiem ze statystyk, to tylko moja obserwacja), natomiast mniej zdewociały. Geje, lesbijki - ogólnie, inni ludzie niż większość - wcale im specjalnie nie przeszkadzają. Nikt nie zwraca na to uwagi. Ostatnia Dublin Pride 2009 zgromadziła rzeszę ludzi (z tego co wiem chyba 400 000). W kraju gdzie liczba populacji wynosi 4 miliony - to naprawdę sporo. A wszystko w atmosferze zabawy i wielkiej imprezy. Jak to wygląda w Polsce - wie każdy. Polskie parady mają wydźwięk mocno polityczny. Otoczona kordonem policji w mundurach interwencyjnych grupa ludzi wykrzykuje hasła. Nie mówię, że to źle. To bardzo dobrze. Pytanie brzmi: która grupa jest bardziej zauważalna? 400 000 z 4 milionów, czy może 1500 z 40 milionów ? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. Odpowiedź sama się nasuwa, jest widoczna. Uważam, iż polski rząd dużo bardziej przejąłby się ustawą o związkach partnerskich, gdyby na ulice wyszło kilkaset tysięcy ludzi. Bo póki co, to jesteśmy naprawdę marginesem, i dajemy spychać się na margines. Mój manifest ? WSTAŃ! KRZYCZ! WALCZ! Nic sie nie stanie, gdy jeden z drugim, jedna z drugą, będzie siedzieć grzecznie na swojej dupie, cicho jak mysz pod miotłą i ograniczać swoją wolność tylko do własnych czterech ścian. To istny areszt domowy dla naszej tożsamości.