wtorek, 13 września 2011

Świecie

Obudziłem się wcześniej, niż zwykle. 7 rano, a ja już na nogach. Tak, powietrze w Świeciu chyba ma na mnie naprawdę dobre oddziaływanie. Przyleciałem wczoraj - oczywiście znowu podczas lądowania miałem ochotę umrzeć z bólu - chyba źle znoszę różnicę ciśnień (ja wiem, że każdy ją odczuwa po swojemu, ale czy to normalne, że moja głowa chce eksplodować?). Lotnisko w Bydgoszczy śmiesznie małe. Jak dworzec autobusowy. Albo nawet i mniejszy. Czekając na dziewczyny zamówiłem sobie kawę latte i jakieś ciastko z wiśniami. Oniemiałem, gdy usłyszałem cenę - 22zł. Ja rozumiem, że to jest punkt na lotnisku - ale żeby aż tak ceny świdrować? Hummm...

Dziewczyny przyjechały. I psy też. Długo nie widziałem się z tymi przytulasami. A one chyba raczej mnie poznały - kochane :) Mieszkanko M. i A. przypadło mi do gustu - szczególnie łazienka. Domek jest jeszcze w remoncie, ale to już końcówka. Przyjedziemy razem z Samuelem, gdy już wszystko będzie gotowe :) Wracając do tematu - po moim przyjeździe pojechaliśmy od razu na zakupy. Wieczorem rozkoszowaliśmy się smakiem Johnie Walker Red Label i rozmawialiśmy dość długo. A potem - "trójkącik". Czyli spanie razem na materacu. Byłem świadomy, że obudzę się dzisiaj z lekkim kacem. A tu? Niespodzianka... nic a nic.

Dzisiaj trzeba odwiedzić kilku lekarzy. Spokojnie - nic złego mi nie dolega. Po prostu czasami dobrze jest odwiedzić znachora :)

A to kubek, który kupiłem dla Samuela. W to miejsce pojedziemy już niedługo. Razem :)