czwartek, 19 lutego 2009

Facet potrzebny. Od zaraz.

Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebuję bliskiej mi osoby, której mógłbym ufać całym sobą, z którą mógłbym sobie jako tako iść przez życie, choćby tylko miał to być tylko jego krótki fragment. Otóż wczoraj w miejscu, w którym pracuję - a jest to (w zależności od pory dnia) restauracja, pub bądź dyskoteka czy klub nocny, około 400 studentów z jednego uniwersytetu w Dublinie bawiło się wyśmienicie. Nie obeszło się oczywiście bez moich wzdychań do co poniektórych osobników, chociaż i tak wiedziałem, iż nie mam co liczyć na ich względy. Większość z nich była heteroseksualna. Napisałem "większość", chociaż i tak nie mam pewności, czy nie wszyscy. Ot tak, statystycznie rzecz ujmując, jeżeli homoseksualna część społeczeństwa to jakieś 2%-7% (w zależności od źródeł), to zapewne i taki sam odestek ludzi bawiących się na wczorajszej dyskotece stanowił ilość osób godnych mojej uwagi. Niestety, niespecjalnie rzucali się w oczy.

Zaskoczyła mnie moja wczorajsza reakcja. Stałem za barem, chociaż barmanem "pełną gębą" to jeszcze nie jestem. Podszedł do mnie jeden student, zamówił... nie pamiętam co. To nie jest istotne. Natomiast urzekł mnie w nim jego uśmiech - taki szczery, ciut dziecinny, z roześmianymi oczami. Stał tak, uśmiechał się i patrzył jak realizuję jego zamówienie... Przez chwilę popatrzyłem mu w oczy. I to był błąd. Po mojej głowie przebiegła myśl, iż ów chłopiec może być obiektem moich zainteresowań. On odszedł z baru zaraz po odebraniu drinków i więcej nie spotkaliśmy się przy barze. Ja natomiast przez resztę czasu szukałem go wzrokiem, dyskretnie na niego spoglądałem i odczuwałem wielkie pragnienie zamienienia z nim kilku słów i uzyskania jego nr telefonu. Niestety, nie udało się...

Dlaczego o tym piszę? Otóż nigdy tak się nie zachowywałem. Chyba jednak moja podświadomość tak bardzo boi się samotności, iż wyzwala we mnie iście zwierzęce instynkty i pragnienia "upolowania" kogoś. Dlatego stwierdziłem, że nie ma co czekać i trzeba rozejrzeć się za potencjalnym "mężem".

W zasadzie mogłem uczynić to o wiele wcześniej. Niestety, wszystkie moje działania podyktowane były troską o siebie i drugiego człowieka w chwili wyjazdu do Polski w kwietniu 2009 roku. W tym momencie moment ten przesunął się do września 2010 roku. Tożto jeszcze 20 miesięcy. Tak długo w samotności nie da się żyć. Przynajmniej ja nie potrafię. Jestem jednostką potrzebującą ciepła, opieki, czy też zwykłego przytulenia. Cóż - są to obciążenia które wyniosłem z dzieciństwa. Aczkolwiek nie są one jakoś specjalnie złe. 

Zatem - poszukiwania męża rozpoczęte. Będąc w Irlandii mogę przebierać w narodowościach... Tylko dlaczego moja mentalność jest zupełnie różna od ich sposobu postrzegania świata... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli tylko masz ochotę - skomentuj.