czwartek, 3 grudnia 2009

Kiedyś znajdę dla nas dom...

Siedzę sobie w pokoju. W pustym pokoju. W pustym domu. Nikogo poza mną nie ma. Tylko ja i cisza. Pustka. To taki dość przygnębiający stan rzeczy, ale jednak skłania do refleksji i myślenia. Zastanawiam się nad sobą. Cele są ustalone. Stabilizacja finansowa i bytowa jest mniej więcej jakoś zabezpieczona. Z tą emocjonalną już gorzej. Dzisiaj pewna dobra dusza uświadomiła mi, że właściwie każdy nowo napotkany chłopak jest gloryfikowany przeze mnie do granic doskonałości, niemal boskiej. I w każdym upatruję nadziei na udane życie emocjonalne. Chyba czas z tym skończyć. Spróbuję potraktować każdą nowo spotkaną osobę nie jak potencjalnego męża, ale kogoś kogo być może warto lepiej poznać. Bez żadnych dziwnych i niepotrzebnych motyli w brzuchu i ślinienia się do obrazka. Koniec.

1 komentarz:

  1. Mimo, że nie mieszkam sam, doskonale Cię rozumiem. Sam to przerabiałem jakiś czas temu...

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli tylko masz ochotę - skomentuj.