niedziela, 26 kwietnia 2009

Urlop w Polsce... czyli moje imprezowanie

No tak. Od 21 kwietnia spędzam sobie dość beztroski czas w Polsce. Co prawda, mam kilka spraw urzędowych do załatwienia, aczkolwiek pierwszy tydzień przeznaczam sobie na spotkania z przyjaciółmi, znajomymi, imprezy etc. Jak się okazało, Stuey nie przyleci do Polski. Kim jest Stuey? Poznałem go na kilka dni przed swoim wylotem do Polski. Kolejny raz mój spontaniczny styl bycia wykazał wyższość. Popisaliśmy kilka minut na MSN, po czym stwierdziliśmy, że możnaby się spotkać. Nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, iż aranżacja spotkań o północy, na plaży, z nieznajomym nie stanowi zbyt bezpiecznego podejścia do sprawy. No ale - no risk, no fun. Okazało się, że Stuey nie jest typem ani gwałciciela, ani mordercy. Porozmawialiśmy trochę. Mamy podobne złe doświadczenia z alkoholizmem swoich rodziców, jak się potem okazało. Opowiedział mi o swoich planach, ja o swoich. Spotykaliśmy się do czasu mojego wyjazdu. Zaproponowałem mu przyjazd do Polski na kilka dni, początkowo się zgodził. Potem natomiast zmienił zdanie - nie chce niczego między nami przyspieszać. Może i ma rację... zobaczymy. Póki co piszemy ze sobą, a mnie szlag trafia, że nie mam do kogo się przytulić. Trudno. Cierpliwość to cnota. Podobno.

No - ale to nie o Stue post miał być. 

W piątek zarezerwowałem swój czas dla Ani. Okazja do opicia była niesamowita, prawda Aniu? :) Nie omieszkałem oprowadzić Ani po gejowskich mekkach Krakowa - LaF i Coconie. Oczywiście później, na jej wyraźne życzenie, wylądowaliśmy w 'heteryckim' klubie, Carpe Diem I. Źle nie było, zapomniałem już jak bardzo lubię ten klub. Coś w sobie ma. 

Wczoraj udałem się na samotną wyprawę do Coconu. Wcześniej spędziłem kilka dość sympatycznych chwil w towarzystwie bardzo dobrych znajomych. W zasadzie usłyszałem kilka niemiłych sformułowań pod swoim adresem, ale robiłem dobrą minę do złej gry aby nie psuć atmosfery. Zdaniem Stue, powinienem powiedzieć J. aby się zamknęła, a następnie wyjść i to natychmiast. No ale to i tak by nic nie dało. Cóż. W Coconie, zgodnie z oczekiwaniem, spotkałem kilku znajomych. Byli zaskoczeni moją obecnością w Polsce, gdyż nie uprzedzałem jakoś specjalnie, że wpadam do Polski. No - ale spędziłem czas bardzo miło. Teraz leczę lekkiego kaca.

Przy okazji, miałem okazję poznać swojego czytelnika. Miło, że nie piszę do ściany. Pozdrowienia dla Ciebie, M.

No i dla wszystkich innych odwiedzających, i chcących pozostawić jakiś komentarz - buziaki :)

B.

2 komentarze:

Jeżeli tylko masz ochotę - skomentuj.